To wynika z tego, że człowiek jest zwierzęciem stadnym i dlatego wytwarza różne zasady działania społecznego, bo tworzymy wiele stad. Im większe tworzymy społeczności, tym bardziej te zasady są skodyfikowane, zrozumiałe, wyartykułowane. Moralność to pochodna liczności i gęstości populacji. Konkretny kształt tych wartości jest uwarunkowany genami i środowiskiem, ale kulturowa inercja wywołana językiem pozwala je uniezależnić od tych czynników.
Nasza zachodnia cywilizacja jest cywilizacją morską, bo w Europie mamy dwa morza wewnętrzne: Bałtyk i Śródziemne. To miało duży wpływ na moralność. Nasi prekursorzy cywilizacyjni – Grecy i Rzymianie – rozwinęli się głównie dzięki dostępowi do morza, co umożliwiło handel na dużą skalę, podróże i kontakty z różnorodnymi kulturami. A na północy mieliśmy Wikingów. Nasz Mieszko od nich pochodzi. Dzięki temu już wcześni filozofowie zrozumieli, że nie jesteśmy masami takich samych ludzi, ale każdy jest inny. To wytworzyło indywidualizm. Żyjemy w stadach, rodach, społecznościach, ale każdy moralnie odpowiada sam za siebie. Nasza natura jest kolektywna, ale kultura morska pozwoliła dostrzec indywidualizm. Kropkę nad i postawił Chrystus, który wprost ogłosił, że zbawiony będzie każdy z osobna, że Bóg każdego z osobna osądzi. Tego w Chinach nie mają – tam każdy jest taki sam, każdy jest tylko trybikiem w państwowej machinie, wszyscy wzajemnie od siebie zależą i nie mogą się z tego wyzwolić.
U nas dobro i zło to indywidualne czyny. Można czynić zło zbiorowo, wespół z innymi, ale w każdym momencie każdy może się od tego odłączyć i ocalić swoją duszę. Rozpoznajesz obiektywną prawdę, widzisz obiektywne dobro i zło, to możesz podjąć jedynie słuszną decyzję. Możesz płynąć pod prąd. W kulturach lądowych tak się nie da – tam czy chcesz, czy nie, płyniesz w tłumie, z tłumem, jesteś jego nieusuwalną cząstką, nie znasz dobra i zła, nie możesz tego poznać, możesz tylko chwilowo, subiektywnie, poczuć, że coś jest złe czy dobre, ale tego nie zmienisz, nie zrozumiesz, możesz się tylko poddać prądowi i liczyć, że coś z tego dobrego wyniknie, choć na razie jest źle.
Tu więcej na ten temat: Wschód i Zachód
Kultury morskie to indywidualizm i obiektywizm, kultury lądowe to kolektywizm i relatywizm. No ale jeśli byśmy chcieli to ujednolicić, połączyć, stworzyć jedną ogólnoludzką kulturę, to musielibyśmy całkowicie odrzucić zasady kultur morskich i przyjąć zasady kultur lądowych. No bo jeśli są różne kultury, to nie ma żadnych obiektywnych zasad – jedna ma takie zasady, inna inne – one są równoważne, żadna kultura nie jest lepsza od innej. A zatem nie ma żadnych obiektywnych zasad – nadrzędny jest relatywizm. Gdy połączymy kolektywizm z indywidualizmem, to kolektywizm wygra, bo po prostu uznamy, że doszedł nam nowy kolektyw indywidualistów.
No i właśnie to na świecie obserwujemy – jednoczenie się kulturowe powodujące zwycięstwo kultur lądowych. Ujednolicanie świata, centralizacja, globalna wioska, tworzenie ponadpaństwowych instytucji, organizacji, jednoczenie się – wszystko to tworzy ogólnoludzką kulturę relatywizmu i kolektywizmu. Dlatego wygrywa socjalizm i zamordyzm. Dlatego tak świetnie zadziałał covidianizm – zadziałał na całym świecie, bo już cały świat to przepływ mas, gdzie jednostka nie ma żadnego znaczenia. Dobro i zło nie jest już indywidualne – w globalnej wiosce jest kolektywne. Nie ma znaczenia to, że 90% ludzi jest naturalnie odporna na koronawirusy, nie ma znaczenia to, że pozostali chorują lekko, a umiera tylko promil – zaszczepić muszą się wszyscy. Nie mają znaczenia badania naukowe – liczą się tylko rozporządzenia władz. Nie ma znaczenia to, że zaszczepieni zarażają bardziej – niezaszczepionych należy wykluczyć, odebrać im prawa, udupić – bo odstają od kolektywu. Nie możemy mieć własnego zdania, nie możemy sami śledzić badań naukowych – musimy się słuchać rządowych doradców, przekazu medialnego i rozkazów władzy. Musimy się wszyscy oznakować maseczkami – nośmy je nawet pod brodą, czy na ramieniu. Wszyscy jesteśmy Chińczykami.
Grzegorz GPS Świderski
PS. Notki powiązane:
|